PRZYJACIELE
Rejony
2010-03-02
Cresciano
Powyżej wioski Cresciano znajduje się masa bloków skalnych, które w ostatnich latach stały się bulderową Mekką znaną na całym świecie. Z góry więc wiadomo, że będą problemy. Również my udaliśmy się tam, aby pobulderować, ale „by fair means”, przez co rozumiemy również korzystanie ze środków komunikacji publicznej.
 
Jest zima i chciałoby się znów powspinać – na świeżym powietrzu i w słońcu, ma się rozumieć. W północnej Szwajcarii leży już śnieg, a z zachodu ciągle nadciągają fronty, niosące złą pogodę. Pozostaje więc tylko Tessin. Samochodem to jak rzut beretem, pod warunkiem, że tunel pod przełęczą Gotthard nie będzie zakorkowany. A tak swoją drogą, to ten korek tworzą nie tylko Niemcy w swoich „ciężarówkach” i Holendrzy w „domach na kółkach”, lecz również wspinacze ze szwajcarskich miast ubogich w skałę, podążający na wspin pod palmami: np. w Ponte Brolla, gdzie również trzeba ustawić się w kolejce do poszczególnych dróg. Niektóre z tych wspinaczkowych Eldorado są już naznaczone przez wspinaczkowe plemię: pustymi opakowaniami po batonach oraz wydającymi nieprzyjemne zapachy „kopczykami”.
 
Buldering jest w modzie.
Nic dziwnego, że w ostatnich latach na uboczu tego masowego ruchu rozwinęła się nowa dyscyplina sportu, buldering. W porównaniu do rozwoju snowboardu w ramach narciarskiego cyrku, buldering cieszy się obecnie coraz większą popularnością. Z roku na rok rośnie liczba miłośników tej odmiany wspinaczki. Kto wypowie słowo „buldering”, ten wcześniej czy później powie również „Cresciano”. Od kiedy „król” tej dyscypliny, Fred Nicole, rozwiązał pierwszy problem o trudnościach 8C (Dreamtime) na jednym z granitowych bloków leżących pod kasztanowcami Leventiny, najlepsi bulderowcy z całego świata przekazują sobie tutaj chwyty „z ręki do ręki”. Tuż za nimi podąża natomiast rzesza zachwyconych naśladowców.

Spacerek
Fani bulderingu uzbrojeni w swoje woreczki na magnezję i crash-pady wędrują po skalnym parku i oblegają nadzwyczaj trudne miniściany i trawersy pozbawione na pierwszy rzut oka chwytów. W środku sezonu i przede wszystkim w piękne weekendy bywa tutaj naprawdę duży ruch. Parking położony tuż poniżej strefy wspinaczkowej jest notorycznie przepełniony ku utrapieniu mieszkańców wioski, niekiedy nawet można zobaczyć tam rozbity namiot, pomimo że w Tessinie jest to wyraźnie zabronione. Najwyraźniej tablica, na której opiekunowie rejonu umieścili zasady zachowania, ma niewielką siłę oddziaływania. Przy tym w wiosce znajduje się duży parking, z którego można przyjemnym spacerkiem ulicą dojść w 20 minut do skał, albo jeszcze ładniejszym wariantem (prosta ścieżka przez las, 15 minut). Trudno sobie wyobrazić lepszą rozgrzewkę dla wszystkich partii mięśni.

Kolej , autobus i bouldering
Wspinacze uprawiający bouldering lubią być zmotoryzowani, być może dlatego, że nie przepadają za długimi podejściami. Można też jednak inaczej. Dojazd koleją i autobusem z Berna zajmuje tylko trzy i pół godziny, podczas których można czytać gazetę, studiować przewodnik, rozmawiać albo już rozgrzewać mięśnie przy pomocy piłeczki treningowej. Poza tym można zawrzeć nowe znajomości, na przykład w pizzerii w Biasca, gdy po zakończonej wspinaczce czeka się na pociąg. Wioska zapewnia wiele możliwości noclegów, m.in. w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie można się przespać na sianie. Ten, kto nie znajdzie już wolnego łóżka, może tam zabiwakować, a po obfitym śniadaniu zostanie nawet zawieziony pod drogi wspinaczkowe. Szczególne atrakcje czekają na tych, którzy zabiorą ze sobą rower: dzięki temu można wykorzystać w pełni możliwości, jakie oferuje okolica (np. wycieczki rowerowe do Leventina, kąpiel w Ticino, wizyta w lodziarni w Gorduno).

 
Witajcie w Cresciano
Nawet jeśli Claudio Cameroni, znany miejscowy matador oraz współautor przewodnika „Cresciano Boulder", jest zdania, że wspinacze uprawiający buldering są w gruncie rzeczy cywilizowaną grupą, to mimo wszystko jeszcze nie wszędzie widoczna jest świadomość, że do pokojowego współżycia z miejscowymi konieczne są kompromisy. Pod tym względem przewodnik, który ukazał się w 2002 roku, może być przykładem. Oprócz bardzo dobrych i dokładnych rysunków oraz mapek terenu autorzy polecają korzystanie z miejscowej infrastruktury turystycznej. Zarówno dojazd, jak i drogi podejścia są przedstawione najlepiej jak to jest możliwe. Autorzy kładą bardzo duży nacisk na odpowiednie zachowanie. Rozpalanie ognisk jest surowo zabronione, to samo dotyczy powiększania, wykuwania czy też polepszania chwytów. Nie należy również malować żadnych oznaczeń nowych dróg, zamiast tego można przesłać informację o nowej drodze na adres info@crescianoboulder.ch – wówczas zostanie uwzględniona w nowym wydaniu przewodnika. Pojawia się oczywiście pytanie, dlaczego przy tak dużej popularności rejonu właśnie miejscowi wspinacze wydają przewodnik,
zwiększając tym samym najazd wspinaczy. „Lepiej będzie, jeśli my to uczynimy, uczulając czytelnika na istniejące lub mogące zaistnieć problemy, niż inni, których interesuje tylko zysk” – wyjaśnia Claudio, który nie kryje lekkiej dumy, że wspinacze przemierzają lasy w poszukiwaniu bulderów z jego przewodnikiem w ręku. O ile jeszcze przed kilku laty środowisko wspinaczkowe z kantonu Tessin trzymało w tajemnicy swoje rejony i regulowało w ten sposób napływ wspinaczy rekreacyjnych, o tyle w ostatnim czasie zarysowała się widoczna zmiana ich nastawienia do problemu. Claudio i jego kompani chętnie widzą każdego nowego wspinacza w rejonie – może właśnie ta otwartość należy do istotnych cech bulderowej etyki.
 
Relationship – I care about
Równie ważny jak sama wspinaczka jest aspekt towarzyski. Simon Wandeler, wielokrotny mistrz Szwajcarii i zawodnik światowej klasy we wspinaczce sportowej, właśnie z tego powodu coraz częściej wybiera krótkie drogi: „Jeśli wspinasz się w zespole, to widzisz swojego partnera raz na godzinę na stanowisku. Natomiast podczas bulderowania możesz z nim cały czas rozmawiać, a wspólna wspinaczka sprawia po prostu więcej przyjemności”. Jest niewątpliwie istotny argument dla rodzin i zakochanych par. Środowisko bulderowe jest trochę jak rodzina, która musi się trzymać razem, jeśli w jej rejonie wspinaczkowym pojawi się nagle groźba restrykcji lub wręcz wprowadzenia zakazu wspinania. W wypadku Cresciano bezpośrednie zagrożenie stanowi przedsiębiorstwo eksploatujące kamieniołom, które naturalnie przewiduje inne zastosowanie dla głazów niż tą, którą uznają wspinacze. W zarządach gmin, gdzie istotną rolę odgrywają kwestie finansowe, wspinacze pozbawieni swojego lobby mają niewiele do powiedzenia. W pewnym sensie jest to zdumiewające, jeśli weźmie się pod uwagę, jakie znaczenie ma turystyka w innych regionach o podobnym charakterze jak Tessin. Ale dopóki wspinacze nie staną się bohaterami negatywnych artykułów – np. poprzez spowodowanie pożaru lub głośne i uciążliwe imprezy – istnieje jeszcze pewna szansa na zmianę sposobu myślenia, a co za tym idzie nadzieja na przedłużenie „Dreamtime".
 
W krainie bulderingu
Gdy jesienny wiatr przepędzi letnie upały, a cienie się wydłużą, w Cresciano zaczyna się sezon. Skały spoczywają wówczas cicho w lesie, jakby były zjawami z jakiejś bajki. Słyszalne są jedynie oddechy wspinaczy, tarcie butów o stopnie i skóry o szorstką skałę. Pomiędzy kamieniem a wspinaczem nawiązuje się wtedy milczący dialog, można by rzecz wyraz harmonii. Ale jest to zarazem zgoda na to, że jedna ze stron tego dialogu zostanie pokonana, pomimo zachowania wzajemnego respektu. Dzięki różnorodności problemów bulderowych każdy z nich doczeka się wcześniej czy później swojego zdobywcy. Po wykonanej robocie wspinacze usiądą jeszcze na moment pod skałami i będą rozkoszować się urokiem otoczenia. Myśli krążą jeszcze raz od jednego problemu do drugiego. Przypomina się bulder, którego dzisiaj nie udało się zrobić. Może uda się następnym razem. W końcu niedługo znów przyjdzie ochota na wspinanie.
 

Komentarze
Dodaj komentarz
 
 

kontakt | współpraca
Copyright 2024 bouldering.pl & GÓRY
goryonline
bouldering
jura
nieznane tatry